W roku dwadzieścia-dwadzieścia świat stanął.

Był wczesny marzec. Pomimo naszych ostrzeżeń wnuczek mojej fantomowej prawie-sąsiadki przyleciał na urlop do swojego Heimatu – tylko po to, aby posilić się przed całonocną podróżą powrotną w wypożyczonym pośpiesznie Oplu. Miał dokładnie dobę na opuszczenie kraju, zanim jego granice miały zostać zamknięte na nieokreślony czas. W nocy spadł śnieg – bodajże pierwszy śnieg tej dobiegającej końca zimy. Nad ranem, mój niemiecki sąsiad z paralelnego uniwersum w popłochu opuszczał rodzinną wieś swoich przodkiń. Patrząc na ośnieżoną elewację gospodarstwa agroturystycznego Zapiecek, ze zgrozą pomyślałam, jak bardzo ten młody człowiek dążył do tego, aby doświadczyć mitu założycielskiego ich nowego życia – życia, którego nie wybrały ani nie chciały, a które jednak przetarło sobie swój własny szlak, gdzieś przeszło tysiąc kilometrów na zachód od Idzbarka.

Kiedy śnieg stopniał, tata – w maseczce chirurgicznej – przywiózł nam na taczce dwadzieścia pięć kilo ziemniaków. Pomachał zza furtki i krzyknął, że udaje się na dobrowolną kwarantannę, wszakże właśnie odjechali od Niego goście z Niemiec i istnieje ryzyko, że jest nosicielem sprawcy całej tej sytuacji, która nosiła znamiona zapętlenia czasu i zakrzywienia czasoprzestrzeni. Zrobiło się cicho we wsi, czasami tylko radiowóz zawracał za naszym domem. Wujek Paweł ukisił kapustę.

Czułam, jak z każdym dniem moje łopatki rozluźniają się, a kręgosłup jest jakby troszeczkę dłuższy. Jadłam ziemniaki z kapustą i spałam. Dużo spałam, tak jakbym musiała odpocząć po długim, niekończącym się wysiłku. Czułam, że w końcu jest na to przestrzeń. Nawet samoloty przestały latać nad Idzbarkiem, a pod oknem tarasowym zamieszkał zajączek. Spał tam w środku dnia, tak jakbyśmy nie istnieli. Kiedy lasy przestały już być strefą zamkniętą, powoli zaczęłam się budzić. Ile to już czasu minęło od mojej ostatniej podróży za granicę? Pół roku. Kiedy ostatnio przeżyłam pół roku bez wyjazdów za granicę?

Od 1990 roku didaskalia mojego życia można by podpisać tytułem książki Glorii Steinem: Moje życie w drodze. Jako osoba dorosła mawiałam, że żyję w szpagacie – pomiędzy Niemcami a Polską, pomiędzy Warszawą a Idzbarkiem, pomiędzy językami polskim i niemieckim, pomiędzy metropolią a lasem. Teraz, trzydzieści lat później, wstałam – nie, nie z kolan, lecz ze szpagatu, który ciągnął w dwie strony i zdawał się rozrywać mnie na pół. Jedną nogą tu, a drugą nogą już tam. Pół serca tu, ale pół zawsze gdzie indziej. Wieczna tęsknota, ciągły niedoczas, stała świadomość tymczasowości miejsca i sytuacji. A jakby to było stanąć na dwóch nogach i stać? Tak postać sobie w bezruchu?

 

 

W roku dwadzieścia-dwadzieścia stanęłam i ja.

Zmęczona życiem emigrantki i warszawskiego słoika zwróciłam się ku sobie. To wtedy przyszła do mnie książka Maureen Murdock Podróż Bohaterki. Murdock, która jest psychoanalityczką jungowską, opisuje ścieżkę rozwojową kobiet, z którymi pracowała. Psycholożka zaobserwowała bowiem wspólne doświadczenia, powtarzające się schematy, rozterki czy trudności, o których mówią osoby socjalizowane do roli kobiet w społeczeństwach zachodnich. Charakterystyczne jest tu podążanie po szlaku spirali. Ten ruch nie jest linearny, lecz cykliczny. Podążając tą drogą rozwoju pozornie wracam do punktu wyjścia, tyle że wracam tam bogatsza o przebytą drogą.

Gdybyśmy na mapie tego świata mogły ujrzeć przebyte przez nas drogi, ile to szlaków pokryłoby się? Ile razy spotkalibyśmy samych siebie? Czy spotykamy także tych, których jeszcze nie znamy, a którzy gdzieś za rogiem staną się nam bliscy? A gdybyśmy tak mogły nałożyć na siebie życia i prze-życia kilku generacji, ile i ilu z nas byłoby sąsiadami w różnych państwach? Czy stalibyśmy razem w kolejce po chleb? Ktoś orałby pole, na którym Tante Edith sadzi las sosnowy, który ja przemierzam w drodze nad ulubione jezioro? To wszystko jednocześnie. Czy babcia Daniela, moja sąsiadka w innym uniwersum, ma właśnie taką perspektywę? A może to wszystko jest tylko i aż cyklicznym powrotem po szlaku spirali – po to, abym mogła powrócić bogatsza o przebytą drogą? I jeszcze raz, i w kółko tak samo, a jednak za każdym razem inaczej.